Nasza Sareczka chodzi do przedszkola!
Choć stwierdzenie powyższe to duża nadinterpretacja, bo nie do przedszkola, tylko do klubu malucha na zajęcia adaptacyjne do przedszkola, nie codziennie, tylko dwa razy w tygodniu i nie sama, tylko z mamą! 😉
Nie zmienia to faktu, że nasz dwuletni maluszek dwa razy w tygodniu przed godziną 10 ubiera buciki i kurteczkę, bierze swój uroczy maleńki plecaczek ze śniadankiem i kapciami i wyrusza w podróż do innych dzieci! 🙂 Byłam pełna obaw jak Sarka się odnajdzie na tych zajęciach, bo pomimo, iż będę ciągle gdzieś obok, to jednak bardzo wstydliwa z niej dziewczynka i nie ma zbyt dużego kontaktu z większą grupą dzieci. A z drugiej strony nasza nieśmiała córcia w kontaktach z innymi dziećmi staje się bardzo skoncentrowana na sobie, nie lubi się dzielić zabawkami, wszystko jest tylko jej, a jak ktoś jej coś zabierze to od razu jest płacz przeraźliwy. I choć do przedszkola z prawdziwego zdarzenia pójdzie dopiero od września, już teraz zapisałam ją na zajęcia adaptacyjne.
Pierwsze zajęcia rzeczywiście wyglądały tak, jakbym zapisała nie tylko córcię, ale i samą siebie do przedszkola. Sarka nie chciała się ode mnie odkleić ani na chwilę i owszem, brała bardzo chętnie udział w zabawach organizowanych przez prowadzącą, ale ja ciągle musiałam być w zasięgu jej dotyku. Z zajęć na zajęcia moja dwulatka stawała się coraz bardziej śmielsza i oto teraz, po dwóch miesiącach zajęć, mama może spokojnie siedzieć w innej części sali z innymi mamusiami, podczas gdy moje dziecię cudnie się bawi z innymi.
Na zajęciach dzieci w wieku 2-3,5 lat (Sareczka jest najmłodsza) w dużym skrócie robią to, co w przyszłości będą robić w przedszkolu: śpiewają piosenki, tańczą przy muzyce, wykonują prace plastyczne, jedzą wspólnie śniadanko, bawią się.
Tak, Miśka na zajęcia chodzi krótko, bo dopiero dwa miesiące, ale już widzę zmianę. Stała się odważniejsza, nie boi się już innych dzieci, chętnie bierze udział we wszystkich proponowanych zabawach muzyczno-ruchowych. SAMA je śniadanko siedząc przy stole z innymi dziećmi! (W domu z jedzeniem totalna klęska. Sarkę w dalszym ciągu trzeba zagadywać, czytać książki, puszczać bajki, albo karmić.) Co prawda dzielenie się zabawkami nadal przychodzi jej trudno, ale mam nadzieję, że to się zmieni z czasem. A przede wszystkim jest szczęśliwą, wesołą dziewczynką, która z uśmiechem na ustach leci do „przedszkola”, do swojej „cioci” i innych dzieci.
Nadal uważam, że trzy pierwsze lata życia spędzone w domu z mamą to jest coś najlepszego, co mogłam jej dać. I cieszę się, że mam taką możliwość zawodową i finansową, aby zostać w domu, ale tego kontaktu z dziećmi gdzieś nam ciągle brakowało. Teraz mamy wszystko – mama na co dzień i dzieci dwa razy w tygodniu – idealnie!
A najpiększniejsze w tych zajęciach są chwile, kiedy Misiuni coś się uda (jakaś praca, czy pani wybierze ją do prowadzenia zabawy) i chwilę po tym biegnie do mnie z uśmiechem od ucha do ucha, dumna z siebie, z chęcią przytulenia się i pochwalenia. Tej radości, tego uśmiechu, tej dumy z siebie samej nie da się opisać słowami.
PS Czasem chodzimy też na tańce dla maluchów. To dopiero jest zabawa! 🙂
PPS A w domku mamy już całkiem sporą wystawę prac zrobionych przez Sarcię w przedszkolu 🙂
Super! Moja córka ma 4 latka (w marcu nawet będzie już 5) i zajęcia w klubie malucha baaardzo jej pomogły (ona akurat była w klubiku najstarsza). Przed klubikiem próbowałyśmy „pójść” do przedszkola i skończyło się to wielką klęską… Po 7 miesiącach zajęć w klubiku zupełnie inne dziecko, uwielbia swoje aktualne przedszkole, ciocie, koleżanki. Jedyny wielki minus to choroby ☹️ Szósty antybiotyk w tym roku i rada pani doktor „na co najmniej 2 miesiące odpuścić jej przedszkole” ☹️ A ona ciągle pyta czy już jutro może iść… Trzymam kciuki za kolejne postępy Sary 😀
PolubieniePolubienie
Ale z Ciebie szczęściara, masz 100% racje, że połączenie mamy+ adaptacji z dziećmi = idealnie !. Ja niestety takiego rozwiązania nie miałam i wiem, że gdyby mój syn zaczął żłobek dopiero od następnego września – być może byłoby lepiej, choroby cały czas się go czepiają, a z niego – na mnie i chorujemy bardzo często. Wiem, że odporności nabierze szybciej, ale te choroby są wstrętne, większość dzieci w grupie choruje – takie uroku żłobków i przedszkoli, dopiero dzieci w wieku szkolnym nabierają na tyle tej odporności, że chorują mniej. Wspaniale się patrzy na Sarunię, jest prześliczną i uśmiechniętą dziewczynką, a Ty postąpiłaś chyba najlepiej jak tylko mogłaś, adaptacja z mamą jest zdecydowanie najlepsza dla dziecka, ja niestety rzuciłam syna na głęboką wodę, chociaż świetnie się zaadaptował, to i tak gdybym mogła zmienić kilka spraw to bym to zrobiła.
Widzę, że z takiej formy adaptacji korzysta wiele mam, to fajna sprawa i przede wszystkim bardzo mądra.
A przy okazji, że Sarcia będzie do przedszkola chodziła od września to chciałabym zaprosić do uczestnictwa w konkursie, który organizuje na swoim blogu,
ze względu na to, że prowadzę bloga już kawałek czasu, chciałabym zachęcić innych do brania udziału w super konkursach.
W grudniu można wygrać spersonalizowane naklejki dla Ciebie bądź dziecka, jeżeli wygrasz TY sama decydujesz co na nich będzie 🙂 ZAPRASZAM
PolubieniePolubienie