Wybierając się w Tatry w tegoroczne ferie zimowe nawet nie sądziliśmy, że nasz wyjazd będzie aż tak udany pod względem pogody! Pierwszy dzień powitał nas prawdziwą śnieżną zamiecią i okropnym wiatrem i prognozy wskazywały na to, że taka pogoda utrzyma się przez cały tydzień. Jakie było zatem nasze zaskoczenie, gdy już od drugiego dnia naszego pobytu w Tatrach pogoda się ustabilizowała, przestało wiać, a sypiący śnieg pojawiał się już tylko sporadycznie. Śnieg na szlakach po kolana, pogoda oscylująca w granicach minus 2-3 stopni – warunki idealne do pieszych wędrówek! W poprzednim wpisie (kliknij tutaj) opisałam w jaki sposób ubieraliśmy dzieci na takie całodniowe zimowe wyjścia w góry i co warto zabrać ze sobą na taką wędrówkę. Dziś opis naszych szlaków: prostych, a jednocześnie bardzo klimatycznych, dzięki którym mogliśmy poczuć klimat prawdziwej zimy w Tatrach! Nasze córeczki (Sara 6 lat, Klara 2,5) radziły sobie na niżej opisanych trasach bez problemu i to właśnie w odniesieniu do nich planowaliśmy nasze wyprawy.

Rusinowa Polana
parking: Wierch Poroniec 50 zł za dzień
zimowa trasa z dziećmi: 1,5 godziny w jedną stronę
czas trwania wycieczki: około 4 godzin (3 h dojście i powrót, godzina na zimowy piknik na polanie)
schronisko na miejscu: brak
ekspozycja: przecudowna panorama Tatr
wózek: zimą nie ma szans
sanki: od połowy szlaku śnieg świeży i po kolana: brak możliwości przejechania sankami

Jeśli w trakcie pobytu w Zakopanem mielibyście wybrać tylko jedno miejsce w górach, do którego powędrujecie, niech to będzie właśnie Rusinowa Polana. Gwarantuję, że zakochacie się w tym oszałamiającym widoku z samej polany! Ale po kolei. Trasę rozpoczynamy na parkingu Wierch Poroniec. Tam zostawiamy nasz samochód (warto przyjechać tu naprawdę wcześnie, bo parking jest dość mały i często około godziny 10 już nie ma wolnych miejsc), tym razem parking jest prawie pusty! Zwiastuje to mało turystów na szlaku, a tym samym udaną wędrówkę w gronie rodziny, a nie tłumu innych osób. 😉 Po wykupieniu biletu wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego (do 7 r.ż. gratis, bilet dla osoby dorosłej 7 zł) rozpoczynamy naszą pieszą wędrówkę. Droga początkowo wiedzie przez las i rzeczywiście nie spotykamy na trasie niemalże nikogo. To dość niespotykany dla nas widok, bowiem ostatnim razem podczas naszego zimowego pobytu w Tatrach na tym szlaku można było minąć naprawdę sporo osób. Delektujemy się więc ciszą, sobą nawzajem, idziemy zaśnieżoną ścieżką przez las śpiewając wszyscy razem (lub każdy po kolei;)) nasze ukochane kolędy. Droga bardzo zaśnieżona, ale ubita na tyle, że sankami da się przejechać bez problemu.

Mniej więcej w połowie drogi (po około pół godziny marszu) wychodzimy z lasu i raz po raz naszym oczom zaczynają się ukazywać majestatyczne góry. I tu zaczyna być problem z sankami, bowiem śniegu jest na tyle dużo, że brodzimy w nim po kolana (Klaritka po uda praktycznie), a śnieg jest świeży i nieubity, nie ma więc najmniejszej możliwości aby przejechać tędy sankami. Połowę drogi pokonujemy więc niosąc je pod pachą i żałując, że zabraliśmy je ze sobą. 😉

Po około 1,5 godziny dochodzimy na Rusinową Polanę. Widoki na pasmo Tatr tak cudne, że zapierają dech w piersiach. Siadamy na jednej z drewnianych ławek na punkcie widokowym i podziwiamy piękno stworzenia, zajadając kanapki i popijając ciepłą herbatę z termosu. Jeszcze tylko trochę szaleństw na śniegu (aniołki, śnieżki i te sprawy), próby pozjeżdżania na ślizgach (i na pupach) i pora wracać. Minusem Rusinowej Polany jest brak schroniska u celu, wobec czego nie ma możliwości zagrzać się gdziekolwiek czy załatwić. A z drugiej strony ma to pewnie swój urok: trudno tu o tłumy niczym nad Morskim Okiem, więc piękne jest w tatrzańskich szlakach to, że każdy może wybrać to, co mu bardziej odpowiada. Dla nas Rusinowa bez względu na porę roku to obowiązkowy punt każdego pobytu w Zakopanem.

Drogę powrotną pokonujemy tym samym szlakiem: połowę trasy niosąc sanki pod pachą i brodząc po kolana w śniegu, a drugą połowę ciągnąc dziewczynki na sankach lub – ku ich ogromnej uciesze – zjeżdżając na ślizgach. Ludzi nadal niewiele, więc wszelkie szaleństwa zjazdowe dozwolone! To był naprawdę cudowny dzień!

Dolina Chochołowska
parking: Siwa Polana 15 zł za dzień
zimowa trasa z dziećmi: 2,5 godziny w jedną stronę
czas trwania wycieczki: około 7 godzin (5 h dojście i powrót, 1 h w schronisku i 1 h postoje po drodze)
schronisko na miejscu: Schronisko na Polanie Chochołowskiej
ekspozycja: z Polany widok na Grzesia, Rakoń, Wołowiec czy Trzydniowiański Wierch
wózek: zimą raczej bez szans
sanki: idealna trasa na sanki, narty biegowe, czy ślizgi

Zostawiamy samochód na parkingu na Siwej Polanie i ruszamy (znów prawie pustą!) szeroką polaną. Wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego dla naszej trójki 17 zł (do 6 r.ż. dzieci nie płacą). Trasa do schroniska dość długa, przejście zimą z dziećmi zajmuje około 2,5 godziny, śnieg ubity, na sanki idealny. My tym razem sanki zostawiliśmy w apartamencie i mamy ze sobą tylko ślizgi, które zajmują o wiele mniej miejsca. Latem połowę drogi (do Polany Huciskiej) można dojechać kolejką, zimą takowa nie kursuje, natomiast można wynająć sanie zaprzężone w konia i dojechać w ten sposób aż pod same schronisko (cena 250 zł).

W schronisku koniecznie trzeba spróbować szarlotki (cena:13 zł za porcję). W trakcie naszych górskich wędrówek szarlotka w schronisku to taka nagroda za wytrwałość w trasie: nie ma wycieczki bez szarlotki, bez względu na to, czy wędrujemy zimą czy latem. Dziewczynki z kolei wybierają naleśniki (20 zł porcja), jeszcze tylko ciepła kawka (11 zł) i herbata (8 zł) i pora ruszać w drogę powrotną.

Dziewczyny ponad połowę drogi powrotnej pokonują na ślizgach: łatwo nam je ciągnąć, bo śnieg jest ubity, ludzi na szlaku bardzo mało, a droga praktycznie cały czas lekko z górki. Na Polanie Huciskiej pora na mały piknik, a potem już tylko około godzinna wędrówka i jesteśmy na Siwej Polanie. W jednym jedynym stoisku z pamiątkami kupujemy magnesy i oscypki na ciepło, po czym wracamy na parking. Kolejny cudowny dzień za nami, choć droga o wiele dłuższa, to i tak wszyscy zadowoleni.


Dolina Strążyska
parking: przy wejściu na szlak 30 zł za dzień
zimowa trasa z dziećmi: 1 godzina w jedną stronę
czas trwania wycieczki: około 3 godzin (2 h dojście i powrót, godzina na zimowy piknik na polanie)
schronisko na miejscu: mała herbaciarnia (tego dnia akurat zamknięta)
ekspozycja: mniej więcej od połowy trasy imponujący widok na Giewont
wózek: zimą nie ma szans
sanki: bez problemu

Już przy kasie do Tatrzańskiego Parku Narodowego stoimy dłuższą chwilę w kolejce, to znak, że tym razem będziemy mieć towarzystwo na szlaku, a to z kolei świadczy o tym, że trasa ta jest łatwa do pokonania i przyjemna, skoro dużo ludzi postanawia wybrać się właśnie w tym kierunku. Po wykupieniu biletów (7 zł za osobę dorosłą, dzieci do 7 lat nie płacą) ruszamy w drogę wiodącą przez las. Tym razem dla odmiany zabieramy że sobą tylko sanki i to był dobry pomysł: Klaritka wygodnie i ciepło przejeżdża w ten sposób większą część trasy, Sarenka oczywiście dzielnie maszeruje pieszo. Śnieg ubity, w końcu ludzi też całkiem sporo, ale wózkiem nie da się przejechać mimo wszystko. Gdzieś po drodze spostrzegamy porzucony stelaż od wózka, by chwilę później dojrzeć gondolę przymocowaną do sanek: to świadczy o tym, że wybór wózka na taką trasę to nie jest dobry pomysł, już lepiej pomyśleć o nosidle dla maluszka.

Po około godzince przyjemnego marszu docieramy na Polanę Strążyską, skąd podziwiamy majestat Giewontu. Na niewielkiej polanie zajmujemy miejsce piknikowe i chcemy skorzystać z dobrodziejstw maleńkiej Herbaciarni, gdy niespodziewanie tuż przed nami pani ze względów rodzinnych zamyka mini schronisko. Musimy więc obyć się smakiem i posilić własnymi kanapkami i herbatą w termosie. Pogoda dopisuje, humory również, nawet brak szarlotki nie jest w stanie zepsuć nam tego dnia.


Wracamy w doskonałych nastrojach. Nic dziwnego: dziewczynki większą część trasy pokonują zjeżdżając z tatusiem na sankach. Tylko ja dzielnie biegnę niemalże za nimi. Ale spokojnie, odbiję to sobie w trakcie kolejnej wycieczki. 🙂

Kalatówki
parking: przed Kuźnicami 30 zł, do Kuźnic trzeba podjechać busem (5 zł za osobę)
zimowa trasa z dziećmi: 1 godzina w jedną stronę
czas trwania wycieczki: około 4 godzin (1,5 h dojście, 2 godziny na Kalatówkach, pół godziny powrót na sankach
schronisko na miejscu: Hotel Górski Kalatówki
ekspozycja: z Kalatówek można podziwiać sunącą jakby po niebie kolejkę linową na Kasprowy Wierch (oraz oczywiście m. in. Kasprowy Wierch)
wózek: zimą nie ma szans
sanki: bez problemu

Tym razem wyruszamy do Kuźnic i mijając kolejkę do kolejki na Kasprowy Wierch (stosunkowo krótka kolejka!), ruszamy na szlak prowadzący na Halę Kondratową. Droga pnie się w górę i jest dość ślisko, ale powoli dochodzimy do Pustelni Świętego Brata Alberta. Spędzamy tu dobre pół godziny: to doskonałe miejsce aby się wyciszyć, odetchnąć, pomodlić i po prostu chwilę odpocząć w ciszy. Zwiedzamy też chatę, w której mieszkał święty Brat Albert, kupujemy pamiątki (być z dziećmi i wyjść bez pamiątek się przecież nie da;)) i ruszamy dalej szlakiem niebieskim na Halę Kondratową. I znów cisza i spokój – droga wiedzie przez las, z sankami przejechać jest momentami dość trudno, mijamy pojedynczych turystów na nartach, poza tym pustki.

Po niespełna pół godzinie dochodzimy do rozwidlenia szlaków: możemy iść dalej przez las do schroniska, jak planowaliśmy od początku, lub odbić w prawo i trochę się cofnąć na Kalatówki. Z powodu późnej już godziny odpuszczamy Kondratową i odbijamy na Kalatówki.

Docieramy na polanę, odpoczywamy na ławeczce podziwiając mijające się w drodze na Kasprowy Wierch i z Kasprowego wagony kolejki liniowej. W restauracji w Hotelu Górskim na Kalatówkach jemy obiad, następnie jeszcze tylko ulepimy bałwana, pozjeżdżamy na saneczkach (w pobliżu raj dla narciarzy! dla saneczkarzy również) i pora wracać do Kuźnic.

Na drogę powrotną wybieramy szlak, który służy również jako droga dojazdowa do wspomnianego hotelu: jest szeroka ale dość równa, dzięki czemu droga powrotna zajmuje nam około 10 minut. W jaki sposób? Pokonujemy ją zjeżdżając. We czworo. Na jednych sankach. To chyba najdłuższa „górka” którą zaliczyliśmy na sankach. Radości naszej nie było końca!

To tyle, jeśli chodzi o nasze szlaki tatrzańskie tej zimy. Odpuściliśmy najpopularniejsze miejsca tatrzańskie, tłumnie odwiedzane przez turystów jak Gubałówka czy Morskie Oko. Wolimy jednak mniej ludzi na szlakach i klimat prawdziwych gór. A z tym trafiliśmy idealnie!
Skomentuj