A jeśli jako dziecko wiedziałabym, co znajdę pod choinką, cieszyłabym się?
A jeśli jako nastolatka wiedziałabym, kiedy chłopak pocałuje mnie pierwszy raz, niecierpliwiłabym się?
A jeśli zdając egzaminy wiedziałabym, że sobie poradzę. nie uczyłabym się?
A jeśli znałabym zakończenie każdej czytanej książki, oglądanego filmu, byłby sens oczekiwania na rozwój wydarzeń?
…
A jeśli wiedziałabym, że jest ryzyko powtórki, starałabym się dalej?
Jestem nosicielką wadliwego genu. Dowiedzieliśmy się wczoraj. Mąż jest bardzo spokojny, to przecież tak niewiele zmienia. Staramy się dalej. Nie wiemy co będzie jutro, co nas czeka za miesiąc, dwa, dziesięć. Ale przecież w tej niewiedzy nie różnimy się niczym od wszystkich pozostałych rodziców na świecie. Nikt przecież nie zna przyszłości.
Kiedy ludzie dowiadywali się, że robimy badania genetyczne, zachęcali mówiąc, że przynajmniej będziemy wiedzieli czy jeszcze możemy starać się o kolejne dzieci. A dla nas to zupełnie niczego nie zmienia. Z wiedzą czy niewiedzą – chcemy mieć dzieci. Takie, jakie zostaną nam przeznaczone. Takie, które zostaną z nami tyle właśnie, ile trzeba.
Wcześniej, kiedy byłam w pierwszej ciąży i wszystko miało być takie piękne i kolorowe – miałam mnóstwo planów na przyszłość. Mieliśmy wybrane imię, wózek, przedszkole, zajęcia dodatkowe i szkołę podstawową. Zatraciliśmy się zupełnie w planach i marzeniach zupełnie zapominając o jednym – to nie my decydujemy. Jest Ktoś ponad tym wszystkim, kto ma swój własny plan. Najlepszy. I choćbyśmy walili głową w mur próbując przekonać Go do naszego planu – przychodzi pora na akceptację tego, co dla nas przygotował. I wiarę, ogromną wiarę w to, że On wie lepiej. I my kiedyś zrozumiemy.
Nie wiem o napisać, długo się do tego zbierałam po przeczytaniu tego postu. Naszedł mnie ogrom myśli… Zasługujecie na to, by Ten, kto pisze scenariusz Waszego życia nie zapomniał Was uszczęśliwić.
http://www.MartynaG.pl
PolubieniePolubienie
Dziękuję za miłe słowa! W dodatku nie wiem czy wiesz, że Wasz Oli urodził się dokładnie tego samego dnia co nasza Ritka.
PolubieniePolubienie
Starania o dziecko niosą ze sobą często mnóóóóóóóóóóóóóóóóóstwo pokory… coś o tym wiem, choć w porównaniu z innymi parami, które starają się latami o upragnione maleństwo, to pikuś, ale mimo wszystko… 😦
Mam nadzieję, że tam na górze znajdzie się dla Was wymarzony przez Was plan ;*
PolubieniePolubienie
Czasami zazdroszczę tym, co nie chcą, a mają 😉 Najpierw jest szok i niedowierzanie, a potem już tylko się cieszą 🙂
PolubieniePolubienie
Zgadzam się. Nikt z nas nie zna przyszłości. Nie wiemy, co przyniesie kolejny dzień. Tak sobie myślę, że chyba łatwiej żyć z niewiedzą niż wiedzieć, co się wydarzy i kiedy. Dzięki temu cały czas można mieć nadzieję, że będzie dobrze.
Plan przygotowany dla każdego z nas nie zawsze jest łatwy do zaakceptowania. Ja nauczyłam się pokory przed tym co niesie los. Nauczyłam się, że nie można mieć wszystkiego na zawołanie, na już/teraz. Czasem trzeba poczekać. Trzeba włożyć sporo energii i pracy. I najważniejsze – dążyć do celu i wierzyć, że na końcu nawet trudnej drogi czeka na nas coś dobrego.
PolubieniePolubienie
Pięknie napisane. Dokładnie, musimy mieć świadomość, że na prawdziwe szczęście czasem trzeba poczekać. Ale ono nadejdzie, wiem to. Pozdrawiam ciepło 🙂
PolubieniePolubienie